Ten trening był ostatnim treningiem przed Świeradowem. Miałem niestety duże problemy z rowerem. Biegi przechodziły jak w ciężarówce, coś gdzieś stawiało jakieś opory, a coś innego stukało i pukało... Widać, że rower ma już dosyć sezonu. Rozebrałem niektóre części, wyczyściłem i zostawiłem do Świeradowa. A co się stało w Świeradowie? O tym napiszę jutro...
Nie pamiętam czy ten trening odbył się dokładnie w sobotę, ale podejrzewam, że to była jednak sobota. Było troszeczkę chłodniej niż na ostatnim treningu, ale nie przeszkodziło to w żaden sposób. Pojeździłem sobie trochę po Poznaniu (Cytadela, rynek, malta). Na Malcie dołączyłem się do trenujących zawodników z Tarisu. Tempo, które narzucili było wręcz idealne. Tylko, że spacerowicze utrudniali jazdę. Był to bardzo dobry wyczerpujący trening.
Umyłem rower po Ustroniu i przejechałem się na krótką przejażdżkę. Warunki były idealne :) Tego dnia wystąpiły pierwsze poważniejsze problemy z rowerem. Ale o tym napiszę innego dnia :)
Dopiero teraz znalazłem trochę czasu aby napisać kilka słów o Ustroniu. Ogólnie nie mam teraz kompletnie w ogóle czasu. Szkoła i jeszcze raz szkoła... Masakra! No ale takie jest właśnie życie.
Ustroń - to był mój pierwszy w życiu start z 1 sektora i powiem jedno: bałem się jak cholera... Byłem kompletnie nie w formie, a wiedziałem, że zawodnicy narzucą bardzo mocne tempo. Na szczęście nie było aż tak źle i jakoś udało mi się utrzymać w peletonie. Tego dnia pobiłem swój rekord na największą prędkość :) Aż 70 km/h, dla niektórych to pewnie mało, ale dla mnie to bardzo dużo... Podjazdy bardzo wymagające, zjazdy jeszcze bardziej wymagające. A te widoki? A no przepiękne! Zakochałem się w tej trasie właśnie ze względu na te widoki. A na mecie co mnie przywitało? No przywitał mnie świetny wynik w kategorii wiekowej. Zająłem 3 miejsce :)
Podsumowując: - trasa bardzo wyczerpująca i technicznie trudna - znów świetna atmosfera w miasteczku rowerowym - 1 sektor nie jest taki zły - przepiękne widoki
To był standardowy trening (rozgrzewka) przed maratonem w Ustroniu. Raczej wątpię, że ta jazda w jakikolwiek sposób wpłynie na poprawę wyniku, ale przynajmniej sprawdziłem stan roweru. I powiem szczerze, że mój rower ma już tego sezonu serdecznie dosyć. Taka maruda się z niego zrobiła, że mam ochotę zawieść go do serwisu. Redukcja biegu fatalna (nawet po dokładnym wyregulowaniu), do tej pory nie działa blokada skoku, czuć lekki luz gdzieś w tylnej części roweru, no i oczywiście kiepsko działające manetki. Widać, że biedak jest zdołowany... Dzisiaj przygotowałem go do Ustronia. Mam nadzieję, że na tej edycji też mnie nie zawiedzie i dojadę spokojnie do mety :)
No i ponownie nastała kolej na edycję w Poznaniu, która była przeze mnie bardzo wyczekiwana. W tym roku pogoda była idealna. Dla każdego innego zawodnika pewnie był to tylko kolejny dzień maratonu i nic więcej. Dla mnie zaś, ten maraton miał ogromne znaczenie. Po pierwsze, startowałem u siebie, więc trzeba było się w jakiś sposób popisać dobrym wynikiem i znajomością swoich terenów. A po drugie, walczyłem o 3 miejsce w generalce na dystansie HARO (niestety nie udało się - za duża różnica punktów) Skład naszej drużyny znowu nie był w komplecie (zaczynam się do tego syfu przyzwyczajać - mówi się trudno) i startowały tylko dwie osoby, jak zwykle. Tego dnia towarzyszyła nam również rodzinka :) Mój wujek z ciocią, kuzynka i kuzyn, a także nasi sąsiedzi :) Było bardzo miło. Jeszcze w sektorze popełniłem ogromny błąd i wypiłem kapsułkę energetyczną trochę za późno (Penco X-Ride) i co się stało? No po powrocie do domu miałem dziwne zawroty głowy i mało brakowało do omdlenia. No ale ogólnie wspominam ten dzień bardzo dobrze :)
Nie da się w kilku słowach opisać tego co działo się we Wieluniu tego dnia. Było zimno, padał deszcz, wiał wiatr i możecie mi wierzyć... Miałem ochotę się wycofać i jechać do domu. No ale w końcu nie można się poddawać i postanowiliśmy wystartować mimo deszczu i nieprzyjemnej aury. Do sektora nikt się nie śpieszył ponieważ czekała nas jeszcze runda honorowa dookoła miasta. Runda była tak beznadziejna, że aż szkoda gadać. Większość nieostrożnych palantów próbowała dostać się gdzieś na sam początek peletonu powodując większość wypadków. No cóż... Są ludzie i są parapety. Okazało się, że organizator zrobił start lotny (bez zatrzymywania się) i jechaliśmy od razu na trasę. Dosłownie na pierwszych metrach i kilometrach przywitała nas taka ilość błota, że rower już na samym początku wyścigu był ledwo żywy. Nawet pewna osoba na forum wypowiedziała się w ten sposób: "nazwa bursztynowej edycji chyba wzięła się z koloru gówna zalegającego na trasie". Szczerze mówiąc, trasa mi się podobała i to bardzo. W tym błocie było serio trudno ujechać w prostej linii. Trudność trasy określił bym jako 4/6.
Uszkodzenia w rowerze: - starte do blach okładziny klocków hamulcowych. - pęknięta sprężynka okładzin. - uszkodzone przez starte klocki tarcze hamulcowe. - zapchana i niedziałająca blokada skoku amortyzatora. - uszkodzone kółeczka w przerzutce
Podsumowując: - kretyńsko zorganizowana runda honorowa. - dobra trasa na której nie było ani jednego suchego miejsca. - świetna atmosfera wśród społeczeństwa rowerowego :) - bardzo smaczne kluski :D
Już jutro odbędzie się Bursztynowa Edycja Bike Maratonu we Wieluniu. Niestety ponownie w deszczowych warunkach i zapewne na błotnistej trasie... Lecz jest to stosunkowo płaski teren więc nie powinno być większych problemów. Trudność trasy jaką wskazał organizator to 3/6, więc średnio trudna. Będziemy się zmagać na dystansach HARO 34 km, MEGA 61 km i GIGA 94 km. Skład naszego teamu taki jak zwykle, czyli Ja i mój ojciec. Niestety, ponownie całego pełnego składu nie będzie... Co lekko mnie zdenerwowało - ponownie.
Tak więc wszystkim zawodnikom życzę połamania szprych i szerokości! :)
Zajechałem do Wielunia już wczoraj. Więc zaplanowałem, że następnego dnia pojadę na objazd trasy. Wyruszyłem o godzinie 12:00. Dotarłem do Wielunia i oczywiście zgubiłem się, przy sobie nie miałem żadnej mapy. Kompletnie nie miałem pojęcia gdzie jest ulica Sadowa na której ma się odbyć start maratonu. Zapytałem się przypadkowego przechodnia o tą właśnie ulicę i pojechałem na miejsce. Okazało się, że w tym miejscu kompletnie nic nie ma. Jakieś pole i małe osiedle mieszkalne. Trasa nie była nawet jeszcze oznakowana. Cały mój dzień składał się z jednego wielkiego błądzenia po nieznanych okolicach. Na trasę maratonu nawet nie dotarłem. ehhh, walić to...! I tak i tak bardzo pozytywnie wspominam ten dzień :) Warto czasami odkryć jakieś nowe tereny...
Totalna zmiana trasy na X edycji Bike Maratonu kompletnie mi się nie spodobała. Co jak co, ale 21 km trasy na płaskim i łatwym terenie to za mało. Na takim dystansie nawet nie zdążymy się zmęczyć. Myślałem nad wystartowaniem na MEGA ale niestety nie mogę. Walczę o punkty w klasyfikacji generalnej na MINI. Jak na razie mam 4 miejsce, a bardzo chciałbym mieć 3 miejsce. No cóż, może organizator coś jeszcze zmieni. Zobaczymy...
A jak na razie, trwają przygotowania do maratonu we Wieluniu :)
Rowery kręciły mnie od zawsze. Pamiętam jeszcze moje czasy dzieciństwa kiedy posiadałem mój ukochany zielony rower, którym codziennie jeździłem po okolicznym parku. Dopiero w 2008 roku przerodziło się to wszystko w głęboką pasję, bez której trudno mi się obejść. Uwielbiam przemierzać długie trasy, czuje się wtedy niesamowicie szczęśliwy i wolny. Moim zdaniem rower to coś więcej niż tylko rama i dwa koła. Każdy rower ma duszę, swój własny charakter jazdy i tą małą iskierkę dzięki której aż chce się jeździć.
"Życie bez roweru powoduje raka i choroby serca"