Pogoda wręcz wyśmienita, a moje przeziębienie już coraz słabsze. Wybrałem się z ojcem na Cytadelę żeby troszkę się rozgrzać przed Murowaną Gośliną. Niestety mieliśmy problemy z dojazdem, ponieważ Malta była zatłoczona przez maraton, ludzie łazili całą szerokością ścieżki rowerowej, problemy z przejazdem przez rondo Śródka, zatłoczone Garbary... Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność, ale nie o to tutaj chodzi. Sam trening na Cytadeli odbył się bez żadnych problemów, jeździliśmy po trasie XC - na pewno będę tam częściej jeździł. Poniżej kilka zdjęć :)
Standardowy trening z akcentami trasy XC, próba własnych sił i sprawdzenie nowych ustawień amortyzatora i sprzętu. Dzisiaj zdjęć nie będzie, ale po kolejnym treningu dodam kilka zdjęć.
Cały ten tydzień siedzę w domu i smarkam w chusteczki, niestety jest to okres zimowo-wiosenny i bardzo łatwo się przeziębić. Dzisiaj poczułem się o wiele lepiej, więc poszedłem na rower. Szczerze przyznam, że nie byłem jakoś mocno osłabiony podczas jazdy i nawet teraz czuje się całkiem nieźle. Za to najbardziej dokuczał mi wiatr... W niektórych miejscach tak mocno zawiewało, że miałem problemy z utrzymaniem prostego toru jazdy. Jest to jedna i jedyna wada płaskich szprych w kołach Mavic'a. Ogólnie jazda bardzo przyjemna, bez żadnych rewelacji. Poniżej kilka zdjęć :)
Nawet nie pamiętam gdzie dzisiaj byłem, nie skupiałem się na drodze, po prostu jechałem przed siebie... Forma bardzo szybko powraca, nawet mimo silnie wiejącego wiatru nie czułem zbyt dużego zmęczenia. Kierowcy chyba mnie nie lubią, ponieważ miejscami jeżdżę szybciej od nich, a dzisiaj jechałem na tyle szybko, że na szerokich drogach z ciągłą linią nawet nie próbowali mnie ominąć. Spotkała mnie też mała niespodzianka, chociaż sam nie wiem czy to było do mnie, czy do kierowcy samochodu osobowego, który jechał za mną. Jadący z naprzeciwka swarzędzki autobus mrugnął dwa razy światłami i kiwnął ręką w moją stronę w taki sam sposób w jaki kiwają do siebie np. rowerzyści czy motocykliści :)
Dzisiaj pogoda tak samo dopisała jak wczoraj, więc wybrałem się na dłuższą przejażdżkę nad Maltę. W drodze powrotnej łapał mnie mały kryzys, bo trochę za mocno przycisnąłem na początku (aż 97% tętna maksymalnego), a teraz siedzę w domu i odpoczywam. Jutro niestety znowu do szkoły...
Przepiękna pogoda, cieplutko, świecące słońce i oczywiście pełno wolnego czasu. Aż szkoda zmarnować taki dzień na siedzenie w domu... Wybrałem się do kumpla, oczywiście żeby wyciągnąć go na rower. Na początek w teren się nie zapuszczaliśmy, tylko pojeździliśmy sobie po osiedlach.
Rower jeździ przepięknie i bez problemów. Jestem bardzo zadowolony. Kondycyjnie jednak trochę gorzej. Podczas rekolekcji i dni wolnych od nauki muszę wsiadać częściej na rower, bo inaczej zaliczę zgon w tej Murowanej Goślinie :) Czasu mam jeszcze dosyć dużo, więc formę sobie wyrobię. Mam w planach też bieganie...
Łagodny trening w celu polepszenia sobie humoru :)
Już niedługo napiszę o swoich postanowieniach na nowy nadchodzący sezon, a także prawdopodobnie podam nasz terminarz startów. Mniej więcej od lutego ruszy nasza pierwsza nowa strona internetowa na której będzie można znaleźć wszystkie filmy z sezonu 2010, informacje o naszej drużynie, zdjęcia oraz wiele, wiele innych ciekawych rzeczy :)
Tym razem spokojniejsze tempo, puls utrzymywałem w granicach 150-170. Można powiedzieć, że był to trening wytrzymałościowy (tlenowy), nie wykroczyłem ponad limit 190 uderzeń na minutę. Czuje się świetnie :)
To był mój pierwszy trening na czymś takim. Na początku nie wiedziałem na jakich przełożeniach mam jechać, gubiłem się przez jakieś 5-10 minut. W końcu opanowałem natężenie do przełożeń i jechało mi się doskonale. Rama jest wystarczająco sztywna, opona się grzeje i bardzo szybko zużywa. Już po pierwszym treningu widać było, że na obudowie koła zamachowego są malutkie drobinki opony.
Świetny trening, jestem mega zadowolony, że zakupiłem ten trenażer. Zaoszczędzę w ten sposób pieniądze, ponieważ spinning jest strasznie drogi. I nie zawsze mam czas na to, żeby jechać do centrum Poznania.
Rowery kręciły mnie od zawsze. Pamiętam jeszcze moje czasy dzieciństwa kiedy posiadałem mój ukochany zielony rower, którym codziennie jeździłem po okolicznym parku. Dopiero w 2008 roku przerodziło się to wszystko w głęboką pasję, bez której trudno mi się obejść. Uwielbiam przemierzać długie trasy, czuje się wtedy niesamowicie szczęśliwy i wolny. Moim zdaniem rower to coś więcej niż tylko rama i dwa koła. Każdy rower ma duszę, swój własny charakter jazdy i tą małą iskierkę dzięki której aż chce się jeździć.
"Życie bez roweru powoduje raka i choroby serca"