Nigdy więcej nie pojadę do Zdzieszowic przy takiej pogodzie jaką mieliśmy w tym roku! Takie mam założenie na przyszły rok i na każdy następny. Trasa jest świetna i bardzo malownicza, lecz nie przy intensywnych opadach deszczu i błocie... Jeszcze przed startem doszczętnie zmokliśmy, a na nasze nieszczęście start był przekładany z powodu dużej ilości niezarejestrowanych zawodników. Czekaliśmy, mokliśmy, czekaliśmy i marzliśmy... Nie rozumiem, dlaczego ludzie nie zarejestrowali się i nie odebrali pakietów startowych dzień wcześniej. W końcu ustawiliśmy się w sektorach i wystartowaliśmy. Początek trasy przebiegł bez najmniejszych problemów, dopiero kiedy zjechaliśmy z drogi asfaltowej zaczęło się robić grząsko. Odcinek trasy aż do amfiteatru błotnisty, ale przejezdny.......ale to co zaczęło się dziać za amfiteatrem, brak słów... Takiej ilości błota jeszcze nigdy nie widziałem :) Rower odmawiał posłuszeństwa już na początkowych kilometrach trasy. Hamulców nie miałem już po 15 km trasy. Odcinek na polu był jeszcze gorszy, praktycznie to zaoraliśmy rolnikowi pole. Syf zalepiał koła, który uniemożliwiał jazdę. Roweru nie dało się pchać, ani nieść na plecach bo ważył jakieś 20 kg :D Trzeba go było ciągnąć za sobą... Liczne kałuże występujące na trasie były zbawieniem, gdyż można było trochę oczyścić rower. Jeszcze przed metą uległem małemu wypadkowi. Ręka zsunęła mi się z kierownicy i przydygałem dwukrotnie prawym kolanem o kierownicę. Kolano bolało mnie jeszcze przez kolejne 1,5 miesiąca. Na mecie byłem szczęśliwy, że to już koniec, miałem po prostu dosyć tej trasy. Gdy tylko spojrzałem na rower, uświadomiłem sobie, że jest bardzo źle. Zgubiłem czujnik kadencji, zdarłem klocki do blachy, porysowałem ramę i amortyzator, a moje nowe siodełko doznało małych uszkodzeń - na szczęście małych!
Podsumowując:
- błoto do potęgi n-tej - uszkodzenia, uszkodzenia i jeszcze raz uszkodzenia - zgubiony czujnik - kąpiel w fontannie nie jest zła :)
Było ciężko, trzeba przyznać :) Chociaż nie wiem co było gorsze, Zdzieszowice czy Wąchock. Oglądałem filmiki z maratonu w Wąchocku i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Co prawda nie brałem w nim udziału, a i tak wyobrażam sobie co czuli zawodnicy :)
22 km w ponad dwie godziny, to mówi samo za siebie, że musiało być ciężko. Jak się ogląda materiał, który nagrałeś- to jakaś masakra. Szacunek za ukończenie.
Rowery kręciły mnie od zawsze. Pamiętam jeszcze moje czasy dzieciństwa kiedy posiadałem mój ukochany zielony rower, którym codziennie jeździłem po okolicznym parku. Dopiero w 2008 roku przerodziło się to wszystko w głęboką pasję, bez której trudno mi się obejść. Uwielbiam przemierzać długie trasy, czuje się wtedy niesamowicie szczęśliwy i wolny. Moim zdaniem rower to coś więcej niż tylko rama i dwa koła. Każdy rower ma duszę, swój własny charakter jazdy i tą małą iskierkę dzięki której aż chce się jeździć.
"Życie bez roweru powoduje raka i choroby serca"