Na ten dzień zaplanowaliśmy objazd trasy maratonu poznańskiego. Oczywiście była to wersja na rok 2009 i 2008. Wyjechaliśmy około godziny 14:30 i kierowaliśmy się od razu w stronę Uzarzewa, na Maltę nie było sensu jechać. Ulicą Darniową dojechaliśmy do Gruszczyna, następnie przejechaliśmy przez główną ulicę i polną drogą kierowaliśmy się do Uzarzewa. Na jednym zjeździe wykręciłem imponujące 56 km/h. W końcu dotarliśmy na miejsce. Przy wyjeździe z miasteczka znajduje się dosyć długi podjazd, który musieliśmy pokonać. Z wielkim luzem podjechaliśmy pod górkę i jechaliśmy dalej. Droga była tak strasznie pofałdowana, że czuliśmy się jak na mieszalniku do farby... :) Trzepało rowerem tak strasznie, że miałem ochotę jechać polem. Gdy już dotarliśmy do "wielkiej góry za Uzarzewem", zrobiliśmy kilka zdjęć, pogadaliśmy i pojechaliśmy dalej. Kolejną przerwę na rozmowę i batonika zrobiliśmy przy jeziorze swarzędzkim. Na koniec kierowaliśmy się na osiedla i do domów.
Rowery kręciły mnie od zawsze. Pamiętam jeszcze moje czasy dzieciństwa kiedy posiadałem mój ukochany zielony rower, którym codziennie jeździłem po okolicznym parku. Dopiero w 2008 roku przerodziło się to wszystko w głęboką pasję, bez której trudno mi się obejść. Uwielbiam przemierzać długie trasy, czuje się wtedy niesamowicie szczęśliwy i wolny. Moim zdaniem rower to coś więcej niż tylko rama i dwa koła. Każdy rower ma duszę, swój własny charakter jazdy i tą małą iskierkę dzięki której aż chce się jeździć.
"Życie bez roweru powoduje raka i choroby serca"